Choroba morska na nartach? Dlaczego nie – tegoroczny wyjazd do Zugspitze był pełen wrażeń!
(1) Po pierwsze, w tym roku skorzystałem z osobliwego środka transportu na lodowiec, jakim jest pociąg, który odjeżdża z samego Ga-Pa, a potem wykutym w latach 30 tych tunelem wspina się pod sam szczyt. Stacja końcowa znajduje się przy lodowcu na 2600mnpm.
Drugim środkiem transportu jest nowa kolej linowa, która w 8 minut zabiera nas z 900mnpm na 2900mnpm.
Pierwszego dnia pogoda była piękna – słoneczno-mroźna…
(2) Drugiego dnia jednakowoż, zrobiło się biało. Wyjechałem na stok jakby nigdy nic, ot, będę jeździł ostrożniej… Po pierwszym zjeździe odczułem lekkie nudności. Odetchnąłem na wyciągu, ale przy drugim zjeździe zaczęło mnie mdlić. Znów odpocząłem w czasie jazd w górę, ale pod koniec trzeciego zjazdu zalałem się potem, zaczęło mi się kręcić w głowie i myślałem że zwymiotuję. Ponieważ w przeszłości cierpiałem na chorobę lokomocyjną, objawy były mi znane. Mój błędnik w tej bieli zwariował. Dokonałem taktycznego odwrotu do restauracji.
Po godzinie podjąłem drugą próbę. Na początku było przyjemnie, choć widoczność była taka (nagranie z kasku):
Piękna pogoda panowała wokół samego szczytu, gdzie można było cieszyć się słońcem i alpejskim street-artem 🙂
(3) Koło lodowca znajduje się mała kapliczka (najwyżej położona świątynia w Niemczech, konsekrowana przez kardynała Ratzingera, przyszłego papieża). W niej to co niedzielę odbywa się msza. A że z kolegą szusowaliśmy właśnie w niedzielę, w dodatku palmową, kolega postanowił do mszy przystąpić. Ksiądz z asystentką przybyli wyciągiem. Razem z kolegą odśnieżyli dojście do kaplicy. Potem było dzwonienie dzwonnicą, ksiądz dał koledze śpiewnik, asystentka puszczała muzę z magnetofonu, ksiądz mówił „seite ein hundert sieben und zwanzig” i śpiewali. Było też i wino. Księdzu na pewno było miło, bo kolega był jedynym wiernym. 🙏
Mimo przygód z błędnikiem, wyjazd uważam zatem za bardzo interesujący 🙂